/* /* Mój sposób na trzy dni w Paryżu. - TresciwaTresciwa
Kobiece treści, Podróże, We dwoje

Mój sposób na trzy dni w Paryżu.

15 maja 2015

Jak zaplanować trzydniową podróż do Paryża aby była kreatywna, intensywna i leniwa jednocześnie? Tu istotna jest sztuka kompromisów. Albo wdychasz atmosferę ulicznego Paryża, obserwujesz gdzie udają się tubylcy i masz gdzieś zwiedzanie, albo latasz od muzeum do muzeum z krótką przerwą na przystanek w paryskiej kafejce. My zdecydowaliśmy się na trzecią opcję. Łączy ona dwie poprzednie. Wykupiliśmy Paris Museum Pass na dwa dni. Dzięki temu nie płacąc za każdym razem zobaczyliśmy więcej. Trzeci dzień poświęciliśmy leniwemu przyglądaniu się paryskim ulicom. 

Zanim jednak przeczytasz o tym jak w ciągu trzech dni zapach Paryża wgryzł się w moją skórę zabiorę Cię ze sobą w przeszłość. Do mojego pierwszego wspomnienia o tym mieście…

25 lat temu…

Mam dwanaście lat. Macham nogami, siedząc wśród drzew na jednej z wielu ławek Placu Dauphine. Liżę przepyszne truskawkowe lody i obserwuję promienie słoneczne. Przenikają przez gałęzie pełne różowych kwiatów. Dotykają piaszczysto-żwirowej ziemi razem z opadającymi gdzieniegdzie bladymi płatkami. Niedaleko stoją moi rodzice i siostra. Tata z Mamą sprawdzają mapę Paryża. Za chwilę ruszymy dalej. Czuję się szczęśliwa i bezpieczna. Uśmiecham się i rozglądam dookoła. Ten plac jest bajeczny. „Jak cudownie byłoby mieszkać w jednej z tych pastelowych kamieniczek?” – myślę.  

Nagle dostrzegam parę na drugim końcu placu. Całują się! Nie! Wgryzają się w siebie namiętnie!!  Dla nich świat się zatrzymał. Na ten dzień i nadchodzącą noc. Na miesiąc, albo na całe wieki. Piękna para mnie zauważyła. Ona mruga do mnie a on klepie ją w tyłek. Idą wisząc na sobie. Szczęśliwi. Czy to Paryż? Czy to on tak działa?? Już wiem. Chce tu przyjechać i się zakochać. Zakochać w Paryżu i z Paryżem. Podchodzą do mnie rodzice. Idziemy dalej zwiedzać a ja już inaczej postrzegam każdy obraz i rzeźbę. To miasto przecież zbudowane jest w miłości.

25 lat później…

Dzisiaj, siedzę na tej samej ławce co tamta para 25 lat temu. Zastanawiam się czemu nie wgryzam się niczym tamta dziewczyna w mojego męża. Siedzi obok i dostrzega moją minę. Opowiadam mu o dwunastolatce sprzed pół wieku. Oczywiście śmieje się ze mnie!

Paryż – dzień pierwszy ( – stacja metra Pont Neuf – plac Vert Galant – plac Dauphine – place Louis Lépine – Conciergerie i Sainte Chapelle – Notre Dame – Dzielnica Łacińska – Musée de Cluny – Place St-Michel – Musée Delacroix – i romantyczna kolacja w rodzinnej restauracji)

Pierwszego dnia ruszamy z hotelu w kierunku stacji metra Pont Neuf i przechodzimy przez najstarszy most w Paryżu. Podziwiamy wspaniałe widoki po jego obu stronach. Sekwana wydaje się taka szeroka! Zatrzymujemy się przy pomniku króla Henryka IV by potem zejść schodami na plac Vert Galant. Za pomnikiem przechodzimy przez ulicę na pamiętny dla mnie plac Dauphine. Siadamy na chwilkę na ławce a następnie przechodzimy na place Louis Lépine by podziwiać Conciergerie i Sainte – Chapelle. Oba wyglądają majestatycznie nad rozgwieżdżoną słońcem Sekwaną. Oba zwiedzamy.

Conciergerie to dawna siedziba królewska i słynne paryskie więzienie. Pałac królewski powstał tu jeszcze za czasów Merowingów. Do dzisiaj można tam oglądać Wielką Salę powstałą w latach panowania Ludwika IX Świętego. Była to w owych czasach największa sala jadalna w Europie. Stałam tam i wyobrażałam sobie tych wszystkich rycerzy, damy dworu, grajków, zapach jadła, muzykę, śmiech i trzaski spękanych od ognia konarów w czterech potężnych paleniskach. Po tym jak Karol V Mądry postanowił przenieść swoją siedzibę do położonego po drugiej strony Sekwany Luwru, Conciergerie stało się więzieniem i było nim do początku XX wieku. Można tu zwiedzić celę straconej tutaj Marii Antoniny. Jej historia zainspirowała mnie na tyle, że po powrocie do kraju od razu pochłonęłam jej biografię. Oj warto!

Po Conciergerie przyszedł czas na Sainte-Chapelle. Są tu najpiękniejsze witraże w Paryżu. Bajeczne. Przeznaczone do prywatnej kaplicy królewskiej, którą Ludwik IX kazał zbudować aby przechowywać w niej koronę cierniową i inne relikwie. Obecnie można je obejrzeć w katedrze Notre Dame. Udajemy się tam między innymi i w tym celu.

Na chodniku przed katedrą przystajemy przed mosiężnym słupem. To Punkt Zero Paryża. Sama katedra jest olbrzymia i może pomieścić 9000 wiernych. Jest monumentalna i duszna. Tłum przeciska się powoli do przodu mijając palące się świece, witrażowe rozety, największe we Francji organy, drewniany parawan wokół ołtarza ze scenami biblijnymi i posągi francuskich królów. Trudno tutaj o prawdziwą chwilę skupienia ale wychodząc czujemy, że działy się tu rzeczy ważne.

Udajemy się do ogrodu. Siadamy na murze i podziwiamy wspaniałe łuki przyporowe katedry. Mają one z tyłu rynny, którymi woda deszczowa spływa do pysków gargulców, uwiecznionych przez Viktora Hugo w powieści „Katedra Maryi Panny w Paryżu”. Gargulce przypominają mi trochę krakowskie maszkarony na Sukiennicach. Robert śmieje się ze mnie i mówi, że to ich dużo lepsi kuzyni.

Wracamy na plac przed katedrą i po drodze mijamy pomnik naszego Papieża, Jana Pawła II. Kierujemy się do Dzielnicy Łacińskiej. Przechodzimy Sekwanę mostem znajdującym się najbliżej katedry i znikamy w plątaninie maleńkich uliczek. Pełnych kafejek, restauracyjek i naleśnikarni. Zatrzymujemy się w końcu w najbardziej francusko wyglądającej knajpce. Ja jem przepyszne naleśniki z cudownym pieczarkowo-serowo-ziołowym farszem. Robert rewelacyjne mule. Z żalem wstajemy i idziemy dalej. Kierujemy się rue du Sommerard do Musée de Cluny, które mieści niezwykłą kolekcję średniowiecznych dzieł sztuki i artefaktów. Największe wrażenie zrobiła na mnie seria gobelinów znana jako Dama i jednorożec. Pięć z sześciu scen ma symbolizować pięć zmysłów. Szóstego do dzisiaj nie udało się odgadnąć. Sala jest więc pełna skupionych i obgryzających w zamyśleniu paznokcie turystów. Niestety i nam nie udaje się odgadnąć znaczenia szóstego gobelinu. Wychodzimy  i kierujemy się do Place St-Michel.

Znajduje się tam imponująca fontanna przedstawiająca walkę św. Michała, z szatanem. Na placu przed fontanną trzech chłopaków daje rewelacyjny popis tańca breakdance. Mimo zmęczenia nogi same nam się rwą do tańca. Stoimy tam za długo i nie udaje nam się dotrzeć na czas do Musée Delacroix. Zamykają piętnaście minut przed naszym przybyciem. Zziajani siadamy na chodniku przy maleńkim ale uroczym place Furstemberg. Pocieszamy się, że jutro obejrzymy obrazy tego malarza w Musée d’Orsay. Wracamy zatem do hotelu, gdzie odpocząwszy trochę szykujemy się na wieczorną kolację.

Nie idziemy w ciemno. To polecana przez znajomych od lat mieszkających we Francji maleńka restauracyjka odwiedzana wyłącznie przez Francuzów. Jestem tak głodna, że czując otaczające nas zewsząd zapachy z okolicznych restauracji mam wrażenie, że mój żołądek tego nie przetrwa. Trochę kluczymy ale w końcu docieramy. Półokrągły bar. Na nim starodawne ekspresy do kawy, słoje pełne marynat, zewsząd zwisający czosnek i patelnie. Przy barku z jednej strony ława i dwa stoły przykryte ceratą a z drugiej strony potężny, stary kredens i  stół na 6 osób. To wszystko. Jest jeszcze dolne piętro ale tam nie byłam. Zapach jaki nas otulił zaraz po wejściu podziałał nawet na cebulki moich włosów. Niemal dostałam od niego gęsiej skórki. Specjalnością są tu foundue i to było moje najlepsze foundue w życiu. Serowe na białym winie z białym pieczywem, deską surowego mięsa wołowego oraz sałaty. Pod koniec urządziliśmy istną bitwę na widelczyki o ostatni kęs. Czerwone wino również było wyborne. Wracając zatrzymujemy się jeszcze w jednym z barów niedaleko przepięknie oświetlonej opery paryskiej i wśród roześmianych francuzów spędzamy tam czas do 3.00 nad ranem.

Paryż – dzień drugi (Les Helles – Jardin du Forum des Halles – Luwr – ogrody Tuileries – Musèe d’Orsay – plac Concorde – Champs-Èlysèes – place de’ Ètoile, Łuk Triumfalny – Monmartre, impreza przed Bazyliką Sacrè – Cœur i romantyczna kolacja na place du Tetre)

Następnego dnia jesteśmy w trasie już od 9.00. Ruszamy w kierunku dzielnicy Les Helles. Tam na niektórych ulicach, szczególnie w niedzielę przed południem, wciąż można poczuć atmosferę zamkniętych w 1969 roku krytych targowisk – określonych przez Zolę jako „brzuch Paryża”. Kupujemy smaczne francuskie wiktuały i siedząc na ławce przy rozbudowywanych właśnie ogrodach (Jardin du Forum des Halles) przed kościołem św. Eustachego, podziwiamy tamtejszy plac zabaw. Większość francuskich placów w niczym nie przypomina naszych plastikowych albo drewnianych. To istne konstrukcje ze wzgórzami, mozaikowymi kulami, tunelami, zamkniętymi oraz krętymi zjeżdżalniami, miejscem do gier zręcznościowych, do odpoczynku i z małym amfiteatrem na przedstawienia. Wszystko w przepięknym ogrodzie, pełnym roślinności. Oj gdyby był z nami nasz maluch, to takie właśnie obiekty dziecięcej rozkoszy byłyby dla nas kolejnymi punktami na mapie zwiedzania! Tymczasem wstajemy i udajemy się do będącego przez stulecia siedzibą francuskiego dworu a obecnie muzeum – Luwru.

Przed przyjazdem wszyscy odradzali nam jego zwiedzanie. Na samym początku pobytu nie mieliśmy go w planach. Podjęliśmy jednak decyzję, że ryzykujemy. To była dobra decyzja. Spędziliśmy tam kilka godzin ale wyszliśmy wewnętrznie bogatsi i zadowoleni. Oczywiście nie zobaczyliśmy dokładnie wszystkiego ale trudno było zrealizować taki plan przy 13 km korytarzy wypełnionych dziełami sztuki z całego świata. Udało nam się tak zaplanować trasę, że zobaczyliśmy eksponaty, na których nam najbardziej zależało.

Zaczęliśmy zwiedzanie od Pawilonu Richelieu gdzie w zbiorach Dzieł Sztuki Bliskiego Wschodu widzieliśmy między innymi stele z kodeksem Hammurabiego i kolekcję francuskiej rzeźby. W zbiorach Dzieł Sztuki Starożytnej podziwialiśmy przepiękny przykład sztuki hellenistycznej a więc Nike z Samotraki oraz Wenus z Milo. W Dziale Malarstwa obowiązkowo i razem z resztą tłumu ruszyliśmy zrobić sobie selfie z „Moną Lisą” Leonarda Da Vinci. Po drodze podziwialiśmy monumentalne dzieła Eugene Delacroix, do którego muzeum wczoraj nie udało nam się wejść. W Dziale Rzeźby zobaczyliśmy dwa przepiękne dzieła Michała Anioła. Oba przedstawiają jeńców. Jeden to Jeniec Zbuntowany, drugi Umierający. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie również kipiące złotem i czerwienią apartamenty Napoleona III. Luwr był niegdyś pałacem królów Francji i różni władcy przez stulecia dobudowywali do niego kolejne skrzydła. Wychodzimy z niego kierując się do ogrodów Tuileries. Przechodzimy przez zamówiony przez Napoleona Łuk Triumfalny. Na szczycie łuku kazał umieścić konie zabrane z placu św. Marka w Wenecji. Zostały one zastąpione kopiami w chwili gdy Wenecjanie upomnieli się o swoją własność. To pokazuje jak Francuzi podczas lat podboju zdobywali dzieła, które po brzegi wypełnia Luwr.

Kupujemy sobie owocowe lody i siadamy w ogrodach przy jednej z fontann delektując się słońcem. W wodzie pływa brunatna kacza mama z kilkoma maluchami. Karmię je wafelkiem. Widzę swój uśmiech w okularach przeciwsłonecznych męża. Jest tak przyjemnie… Rozmawiamy o tym, że te ogrody ciągnące się aż do placu Concorde nocą nawiedzane są przez zakrwawione widmo jednej z ofiar Katarzyny Medycejskiej, mieszkającej kiedyś w pałacu Tuileries. Kiedy lody się kończą leżymy jeszcze trochę a potem udajemy się do Musèe d’Orsay, które mieści się w dawnej stacji kolejowej Orsay dla pociągów parowych. Dzięki temu samo miejsce dodaje zwiedzaniu lepszego, wizualnego splendoru. Rzeźby Rodina i Degasa, obrazy Maneta, Renoira, Whistlera, van Gogha. Wychodzimy z chwilą zamknięcia muzeum. Rozmawiamy o obrazach, do czasu kiedy na jednym z mostów nad Sekwaną spontanicznie postanowiamy kupić maleńką pozłacaną kłódkę i wypisujemy na niej datę i nasze imiona. Klucz wyrzucamy do Sekwany. Ckliwe? No i co z tego? Wspomnienia zabierzemy ze sobą.

Dalej idziemy spacerkiem przez ogrody Tuileries, plac Concorde i pola Champs-Èlysèes aż do Łuku Triumfalnego. Przyznam się, że organizm zaczął odmawiać mi już posłuszeństwa. Odezwała się kość krzyżowa. Przy każdym kroku bolało. Musieliśmy przystanąć na chwilę. Przyrzekłam sobie wtedy solennie, że wezmę się w końcu za jakiś sport bo to aż wstyd. Na bycie staruszką mam jeszcze czas!! Kiedy dochodzimy do Łuku Triumfalnego jest nieco lepiej ale potem jestem zła na Roberta, że wyciągnął mnie na samą górę. Mam wrażenie, że kręte schody w ogóle się nie kończą. Na dachu rozumiem dlaczego plac, na którym stoi Łuk nazwany jest place de’ Ètoile czyli placem Gwiazdy. Rozciąga się stąd wspaniały widok na aleje wychodzące od łuku i układające się w kształt gwiazdy właśnie.

Z powodu moich pleców w dalszą podróż udaliśmy się w kierunku metra. Fioletową linią nr 8 jedziemy do jednej z najbardziej uroczych paryskich dzielnic – Monmartre. To tutaj po zurbanizowaniu wiosek otaczających Paryż, przenosili się ich mieszkańcy. Podejmowali się każdej pracy, byle przeżyć. Mieszkali tu też śmieciarze, robotnicy, praczki i prostytutki. Wielu szukało pocieszenia w alkoholu a kafejki i bary serwujące tani absynt pojawiały się niemal w każdej uliczce. Tą nową sferą Paryża zafascynowani byli artyści. Przyciągał ich lokalny koloryt. Malowali tutaj Lautrec, Renoir, van Gogh a Picasso miał tu swoją pierwszą pracownię. My podziwialiśmy to wszystko ze szczytu wzgórza, na której stoi niczym skarbnica dawnych wyrzutów sumienia – śnieżnobiała bazylika Sacrè – Cœur. Widok całego Paryża jest stąd oszałamiający. Umila nam go koncert jazzowy latynoskiej grupy, która rozłożyła się na schodach i muzycznie integruje się z ludźmi. Ci są niemal wszędzie. Na ławkach, na schodach, na trawie. Nie zapomniano również o podniebieniu. Uliczni sprzedawcy roznoszą pyszne, schłodzone piwo. Muzyka gra głośno. Ludzie się bawią i klaszczą. My też. Po chwili wstajemy, obracamy się i wchodzimy do kościoła. Cała ta radość ludzkiego życia ma miejsce u jego stóp. Nie do pomyślenia u nas. A szkoda!

Bazylika poświęcona jest wszystkim francuskim świętym, przedstawionym wewnątrz na ogromnej mozaice. Zaraz obok znajduje się najstarszy kościół w Paryżu St-Pierre. Niemal widać jak ściany wyginają się na zewnątrz pod wpływem dachu. Idziemy przed siebie na place du Tetre. Słynie on ze znakomitych restauracji, zakładów rzemieślniczych oraz z tego, iż w miesiącach letnich pełno tu malarskich sztalug. Ich właściciele szukają inspiracji na twarzach przybywających tu turystów. W poszukiwaniu najciekawszej restauracji obchodzimy plac trzy razy. Niestety żaden z artystów nas nie zaczepia. Lekko zawiedzeni wybieramy restaurację Chez Eugene i zamawiamy jedzenie.

Na początek jemy tradycyjną francuską zupę cebulową, która tak nas rozgrzała i zapełniła, że nie wiedziałam czy znajdę w sobie miejsce na danie nr 2. Znalazłam. Mnie przyniesiono, zgodnie z zamówieniem, królika w czerwonym winie a Robertowi polędwicę Mignon. Mmmmm…. Siedzimy, jemy, plotkujemy i wcale nie chce nam się wracać do hotelu. W końcu musimy zwolnić stolik. Niestety… Na odpoczynek przed jutrzejszym, ostatnim dniem, idziemy jak zwykle piechotą. Nie żałujemy tego wyboru, mimo iż moja kondycja pod koniec znowu daje o sobie znać.

W drodze powrotnej do hotelu na schodach prowadzących z placu du Tetre, niczym 25 lat temu również staję się świadkiem kipiącego seksu. Z tą różnicą, że leżąca na schodach para jest starsza od nas i w przeciwieństwie do pięknych, dwudziestoletnich sprzed ćwierć wieku nie oświetla jej słońce a spowija mrok, rozjaśniony delikatnie przez uliczną latarnie. I tu namiętność nie zna granic. Nikt, niczego się nie wstydzi. Szczególnie w dzielnicy tak niegdyś rozwiązłej i pijanej absyntem oraz erotyzmem jak Montmartre.

Pozostając w temacie i będąc w pobliżu udajemy się pod kabaret Moulin Rouge. Miejsce, gdzie skąpo ubrane tancerki tańczą kankana, do dziś słynie z pełnych przepychu przedstawień. Trafiamy na jedno z nich. Pod rozświetlony i najsłynniejszy młyn na świecie podjeżdżają lśniące limuzyny, a po obu stronach masywnych drzwi, wejścia pilnują potężni goryle w czarnych garniturach. Może kiedyś będzie nam dane to obejrzeć. Zapisawszy sobie to do naszej i tak już długiej listy życzeń, którą otwiera koncert noworoczny w wiedeńskiej operze – ruszamy z powrotem do hotelu mijając co chwilę słabo oświetlone albo wręcz przeciwnie iskrzące światłami salony masażu tajskiego albo hotele na godziny.

Paryż – dzień trzeci (- Parc du Champ de Mars – leniwy spacer ulicami Paryża)

Następnego dnia śpimy dłużej. Dzisiaj w planach mamy chłonąć atmosferę Paryża i nic więcej. Po śniadaniu udajemy się w odwiedziny do Żelaznej Damy Paryża otoczonej parkami i ogrodami. Siadamy na Parc du Champ de Mars (Pola Marsowe) i zostajemy tu przez kilka godzin razem z pozostałym tłumem francuzów i turystów. Znowu są wszędzie. Na trawie, pod drzewami, na ławkach, na murkach. Idą, leżą, stoją, siedzą. Część uśmiechnięta, część zagadana a część zatopiona w sobie tylko znanych myślach. Nagle na trawniku przed nami dostrzegam trzech policjantów na rowerach. Jadą w kierunku grupki młodych dziewczyn. One wstają lekko przestraszone. Legitymują się. „O co im chodzi?” – myślę. Zaraz już wiem. Jest poniedziałek. Czas wrócić do szkoły! Wagary są tu surowo karane. To przypomina mi o tym, że siedzimy zaraz obok Ècole Militare. Akademii Wojskowej, w której uczył się sam Napoleon Bonaparte. Park ten był początkowo placem defilad, gdzie mogło jednocześnie ćwiczyć 10 000 żołnierzy. Wśród nich przyszły cesarz francuzów. Co ciekawe szkolna opinia jego nauczycieli o nim – nie wróżyła mu wielkiej kariery. Mówiono, że owszem daleko zajdzie, ale jedynie „w sprzyjających warunkach”. No cóż… oprócz uporu, miał chłopak szczęście. Do czasu oczywiście!

Kiedy rozleniwieni postanawiamy się w końcu ruszyć udajemy się nad Sekwanę. Chcemy przepłynąć promem pod katedrę Notre Dame. Taka atrakcja na zakończenie pobytu w Paryżu. Niestety to nam się nie udaje. Nie ma możliwości przepłynięcia promem tylko dwóch przystanków. Należy wykupić albo godzinną jazdę albo cały kurs. W cenie 17E od osoby prom zatrzymuje się przy najważniejszych zabytkach Paryża. Można pójść, zwiedzić je, wrócić i płynąć dalej. Nie korzystamy. Nie mamy już czasu. Postanawiamy wdychać zapachy Paryża z lądu.

Parę godzin później siedzimy już w wynajętym busie, jadąc na lotnisko. I tu uwaga! Dlaczego nie zdecydowaliśmy się na autobus za 16 E od osoby a na busa za 20E?? Szczerze powiedziawszy nie mieliśmy takiego zamiaru. Niespodziewanie po wylądowaniu na znajdującym się 100 km od Paryża lotnisku w Beauvais, zaczepia nas Pan Wojtek, który słysząc naszą rozmowę informuje gdzie jest autobus do Portu Maillot. Dziękujemy i już mamy odejść kiedy pyta nas dokąd chcemy się udać. Robert tłumaczy. Proponuje, że za 20 E zawiezie nas pod sam hotel. Nie ufam mu. Za jego plecami daję znaki, że chce iść do autobusu. Jestem zła, a mój mąż nic sobie z tego nie robiąc – po prostu się zgadza. Facet na chwilę odchodzi odebrać telefon a ja kreślę przed nami wizję naszych ciał poćwiartowanych i porzuconych gdzieś nocą na przedmieściach Paryża… Jestem za mało sugestywna albo za mało zła. Czekamy jeszcze na inne osoby, które również zdecydowały się na taką usługę i jedziemy. Patrzę na nich i myślę, że w sumie nie wyglądają tak bardzo lekkomyślnie. Mam jedynie wątpliwości co do 4 Pań po 60, które przyjechały tu na tydzień licząc na wakacje życia. Buzia im się nie zamyka. Panu Wojtkowi też. Siedzę obok kierowcy i z początku jestem nieufna. Potem zadaje mnóstwo pytań a w połowie drogi jestem wdzięczna, że nie będę musiała tarabanić się z walizką z Portu Maillot do metra a następnie z metra do hotelu. Jest wesoło. Pobyt zapowiadał się fantastycznie. Przypominam sobie to w drodze powrotnej.

Na lotnisko docieramy bezstresowo. Na czas i w doskonałych nastrojach. Wiemy, że kiedyś tu wrócimy. I to nie raz. Na razie na skrzydłach lecimy do naszego synka, za którym zaczynamy coraz bardziej tęsknić. Kto wie, może za paręnaście lat, podczas naszych wspólnych podróży, on odkryje swój Paryż. Punktem wyjścia nie będą jednak pastele a mocne, ciemne kolory. Być może tłem tego miasta nie zostanie miłość a szczęk oręża, świst gilotyny i tętent końskich kopyt. Rozumiem to i będę musiała sprostać i tej wyobraźni. Czasem jednak myślę sobie, że dla równowagi fajnie byłoby mieć i córeczkę. To jednak temat na zupełnie inny post.

Paris Sketch

 paryz-2015-1 paryz-2015-2 paryz-2015-3 paryz-2015-4 paryz-2015-5 paryz-2015-6 paryz-2015-7 paryz-2015-8 paryz-2015-9 paryz-2015-10 paryz-2015-11 paryz-2015-12 paryz-2015-13 paryz-2015-14 paryz-2015-15 paryz-2015-16 paryz-2015-17 paryz-2015-18 paryz-2015-19 paryz-2015-20 paryz-2015-21 paryz-2015-22 paryz-2015-23

Sprawdź także

Brak komentarzy

Zostaw komentarz